Czy jest możliwe, że umowa przenosząca autorskie prawa majątkowe do utworu lub udzielająca licencji na jego wykorzystanie okazała się całkowicie nieskuteczna?
Problem zaczyna się zwykle, gdy do nabywcy autorskich praw majątkowych do jakiegoś utworu zgłasza się jego prawowity autor, który nie tylko wykazuje w sposób niebudzący wątpliwości swoje pierwotne uprawnienie, ale także udowadnia, że nigdy nie przeniósł na nikogo swoich praw w skuteczny sposób.
Najczęściej zdarza się to wówczas, gdy umowa o nabycie autorskich praw majątkowych zostaje zawarta z podmiotem, którego zadaniem jest przede wszystkim koordynacja projektu, w ramach którego powstają utwory, jednak same utwory mogą być tworzone przez podwykonawców.
Przykładowo:
- agencja reklamowa przygotowując kampanię, zleca wykonanie poszczególnych utworów – logotypów, zdjęć, projektów plakatów – współpracującym z nią grafikom
- firma informatyczna przygotowując program komputerowy, zleca część prac – przygotowanie modułów programu, opracowanie instrukcji obsługi – zewnętrznym programistom.
Na czym polegał błąd?
Najczęstszy błąd popełniany przy takich okazjach polega na zawarciu z faktycznymi autorami utworów umów, w których brak jest stosownych klauzul regulujących przejście praw autorskich na zleceniodawcę. W rezultacie firma-zlecająca (w naszym przykładzie firma informatyczna lub agencja reklamowa) tych praw nie nabywa, a zatem nie może także ich przenieść na swojego klienta. Dochodzi wówczas do paradoksalnej sytuacji, w której – mimo zawarcia w umowie pomiędzy firmą a klientem właściwie skonstruowanej klauzuli o przeniesieniu autorskich praw majątkowych, z precyzyjnym wyliczeniem pól eksploatacji, pomimo zadbania o zależne prawa autorskie oraz możliwość wykonywania autorskich praw osobistych – klient nie nabędzie jakichkolwiek praw, mając jednocześnie złudne poczucie całkowitego bezpieczeństwa prawnego.
Oczywiście w sytuacji, gdy do klienta zgłosi się faktyczny autor i podniesie roszczenia finansowe, nie jest on bezbronny. Może bowiem podnieść roszczenia regresowe wobec firmy i wyegzekwować od niej każdą złotówkę, którą będzie musiał zapłacić autorowi.
Gorzej, jeśli oprócz roszczeń finansowych autor zgłosi także żądanie zaniechania dalszych naruszeń np. w trakcie trwającej kampanii telewizyjnej, wykorzystującej dany utwór. Szkody poniesione w wyniku konieczności wstrzymania opłaconej kampanii reklamowej mogą być bardzo wysokie, zwykle na tyle, że negocjacje z autorem odnośnie wysokości żądanej przez niego kwoty przebiegają zazwyczaj raczej pod jego dyktando.
W najczarniejszym scenariuszu może się także zdarzyć, że firma nie będzie w stanie sprostać finansowo swojemu obowiązkowi pokrycia poniesionych przez klienta szkód albo zdążyła zakończyć swoją działalność przed zgłoszeniem roszczeń przez autora.
Formalna ochrona na podstawie umowy
Niestety, w takich sytuacjach nie do końca nie uchroni nas nawet najlepsza pod względem formalnym umowa. Można sobie bowiem wyobrazić, że firma zadbała o zawarcie prawidłowej umowy z autorem, włącznie z klauzulą o przeniesieniu autorskich praw majątkowych, jednak nawet taki akt staranności okaże się niewystarczający, gdy rzeczywistym autorem nie była osoba, która taką umowę podpisała, lecz ktoś inny (współpracownik, współmałżonek etc.). Nie zawsze mamy przy tym możliwość zweryfikowania, kto faktycznie dany utwór stworzył, gdyż znacząca część pracy twórczej jest dokonywana indywidualnie, bez obecności świadków. Innym przypadkiem może być np. niezapłacenie autorowi, gdy zapłata wynagrodzenia była warunkiem skuteczności przeniesienia przez niego praw na firmę.
Tak więc chociaż poprawność formalna umowy to podstawa, podpisując umowę o przeniesieniu praw autorskich należy dodatkowo zawsze ocenić wiarygodność i reputację drugiej strony. W praktyce bowiem to wiarygodność kontrahenta pozwoli bezpiecznie ominąć ewentualne problemy. Wiarygodny partner zazwyczaj nie pozwoli swojemu klientowi samodzielnie zmagać się z roszczeniami autora, zwłaszcza, jeśli powstały one wyłącznie wskutek jego zaniedbania, lecz będzie przynajmniej szukał rozwiązań tej sytuacji. Oczywiście ocena wiarygodności nie powinna opierać się tylko na oświadczeniach drugiej strony i na zaufaniu do niej, ale także na weryfikacji dostępnych źródeł informacji na temat danej firmy.
Jak wyjść poza formalne zabezpieczenia?
W sytuacjach tego wymagających, na przykład gdy rozpoczynamy współpracę lub mamy do czynienia z podmiotem o krótkiej historii na rynku, możemy zażądać od drugiej strony, która ma przenieść na nas autorskie prawa majątkowe, pewnych dodatkowych czynności np. listy członków zespołu kreatywnego (listy autorów) oraz kopii zawartych z nimi umów, w których muszą znajdować się stosowne klauzule o prawach autorskich. Co więcej – dla wyeliminowania potencjalnych ryzyk, najlepiej z góry zaproponować treść takich klauzul, które powinny się znaleźć w umowach z autorami. Nie wyeliminuje to oczywiście wszystkich potencjalnych ryzyk, ale pozwoli znacznie je ograniczyć. Można także zażądać potwierdzenia (lub wręcz wykazania), że autorzy otrzymali umówione wynagrodzenia (zazwyczaj to nierozliczenie się z autorem jest źródłem opisywanych problemów).
Problem, o którym piszę, nie jest specyficzny tylko i wyłącznie dla prawa autorskiego, gdyż także w innych dziedzinach prawa może dojść do rozdźwięku między formalnie prawidłowo sformułowaną i zawartą umową a możliwością rzeczywistego jej wykonania (np. bardzo wygórowane kary umowne dają formalny komfort posiadania zabezpieczenia, ale nie zostaną zapewne nigdy zapłacone w pełnej wysokości, gdyż druga strona na pewno będzie chciała miarkować je w toku postępowania sądowego).
W przypadku prawa autorskiego specyficzna jest jednak częsta praktyczna niemożliwość weryfikacji podstawowych parametrów dotyczących praw, które są przedmiotem obrotu, a zwłaszcza kwestii tego, kto jest autorem. Warto to brać pod uwagę, tak, aby nasze umowy prawnoautorskie nie były traktowane jako umowy zawierane tak naprawdę pod warunkiem zawieszającym o treści: „Jeśli autor jest autorem i o ile przysługują mu autorskie prawa majątkowe do utworu, to …”.